Terenówka – mokry sen preppersa
Czym jest samochód terenowy każdy wie choć definicji można znaleźć niemało. Jedni powiedzą że prawdziwa terenówka musi być na ramie, mieć dwa sztywne mosty i reduktor.
Drudzy powiedzą “hola hola! a co z samochodami bez ramy, z zawieszeniem niezależnym ale z reduktorem, przecież to też terenówka. Jeszcze inni powiedzą że terenówka musi być podniesiona, mieć terenowe opony, snorkel, wyciągarkę i mnóstwo dodatkowych światełek LED.
A w ogóle samochód terenowy to samochód którym da się wjechać w teren!
I wiecie co? wszyscy mają rację. Choć ja osobiście uważam że najdoskonalszą definicją samochodu terenowego jest: “samochód którym da się wyjechać z terenu”… wjechać to każdym można. Nawet Tico w gazie. Wyjechać to inna bajka. Zwłaszcza bez posiłkowania się traktorem.
Amerykański model preppersa utrwalił w głowach wielu, że terenówka lub inny wielki pickup to absolutny must have każdego preppersa. Że to idealne auto do ewakuacji siebie, rodziny stada kotów i całego zgromadzonego przez lata szpeju w bezpieczną kryjówkę. Że to auto które nigdy nie zawiedzie, da się nim wszędzie wjechać (i wyjechać), jest pakowne i ogólnie super! A jak jeszcze sąsiad z zazdrością popatrzy na parkingu to już w ogóle +100 do męskości.
Ale czy samochód terenowy to rzeczywiście taki “must have”? czy raczej niekonieczna i bardzo kosztowna zabawka?
Decydując się na zakup terenówki należy rozważyć do czego potrzebujemy takiego samochodu:
- czy ma to być nasz pojazd codzienny
- czy może jednak kolejny samochód, użytkowany raczej sporadycznie, dla zabawy i oczywiście “preppersowóz
- ma nam służyć do off roadu przeprawowego, topienia pojazdu po klamki i ciąganie się w błocie
- czy raczej do lekkiej offroadowej turystyki
- a może jednak bulwarówka która błocka nie uświadczy
Jeżeli ma to być Twój samochód codzienny… moja rada – nie kupuj!
Jeżeli chcesz go topić w przeprawach, szarpać kinetykiem i więcej jeździć na wyciągarce niż kołach… to przygotuj bardzo gruby portfel, bo choć jest to fajny sport to kosztowny.
Jeżeli jednak ma to być kolejny samochód, traktowany jako auto wyprawowe/wycieczkowe to zastanów się czy rzeczywiście potrzebujesz terenówki bo może się okazać że duże kombi lub minivan lepiej się do tego celu nada.
Zalety samochodu terenowego
- napędy – prawdziwy napęd na 4 koła, czyli standardowy napęd na tylną oś z dołączaną osią przednią, i skrzynią redukcyjną zmieniającą przełożenia. Nie te śmieszne, elektryczne silniczki napędzające tylną oś (napęd na przód) jak to ma miejsce w większości osobówek oznaczonych 4×4, AWD czy inne 4WD.
- blokada mechanizmu różnicowego umożliwiająca jazdę z jednym lub nawet dwoma kołami nie dotykającymi podłoża
- wykrzyż zwiększający trakcję (sztywne mosty wymagane)
- zwiększony prześwit dzięki któremu można wjeżdżać w głębokie koleiny i pokonywać przeszkody wyższe od miejskiego krawężnika
- mocny silnik.
- ładowność. Odrzucając maluchy typu Samurai czy Jimny zdecydowana większość terenówek będących w kręgu zainteresowań preppersa jest duża, często posiadająca bagażnik dachowy
Wady samochodu terenowego
- cena – samochody terenowe są drogie. Droga jest baza, drogie są modyfikacje, drogie są wszelkie dodatki
- wiek – jeżeli nie jesteś wielkim biznesmenem lub przynajmniej nie masz bogatego starego to w Twoim zasięgu są terenówki stare… czasami nawet 20-30 letnie. Nierzadko są to gruzy z pogniłą od topienia w błocie ramą, szwankującą elektryką i wymagające dużego nakładu finansowego by je utrzymać w przyzwoitym stanie technicznym (sam włożyłem w 2 lata drugie tyle co zapłaciłem w zakupie).
- koszt utrzymania. Z racji wieku i często mało delikatnego traktowania (jazda w terenie znacznie bardziej eksploatuje elementy zawieszenia, napędy, hamulce oraz jednostkę napędową) utrzymanie terenówki bywa kilkukrotnie droższe od zwykłej osobówki. Do tego doliczyć należy paliwo bo auto terenowe zjeść lubi (przykładowo mój Jeep umie zjeść 20l diesla w terenie na 100km, a jak się zrobi “łutututututuuuu” to jeszcze więcej)
- jest duży – w mieście jeździ się nim dramatycznie. Na trasie z resztą też – miękkie zawieszenie buja na boki, z racji wysokości podatny na wiatr boczny, powyżej prędkości 100km/h opony wyją jak opętane.
No dobra… to czy terenówka to faktycznie “must have” dla preppersa?
Szczerze? NIE.
Jeżeli potraktujemy auto terenowe jako bazę do potencjalnej ewakuacji to w mojej opinii ma ono więcej wad niż zalet. Pomijając nawet wyżej wymienione wady związane z wiekiem, gabarytem i spalaniem to po prostu rzuca się w oczy… Podniesiony o 4 cale Patrol na 35 calowych oponach od razu ściągnie na siebie wzrok każdego. Owszem… jego niepodważalną zaletą jest “terenowość” ale należy odpowiedzieć sobie na jedno, zajebiście ważne pytanie – czy podczas ewakuacji będzie mi ta cecha potrzebna? Czy może jednak zamiast tułać się po polach i lasach będę zapierniczał asfaltową drogą jak najdalej i najszybciej od zagrożenia?
Samochód terenowy może dawać również złudne poczucie bezpieczeństwa i przewagi nad innymi uczestnikami ruchu. Weźmy pod uwagę teoretyczny scenariusz – ewakuacja miasta, wczesna wiosna (brzmi znajomo?). Na drodze wyjazdowej korek, sznur samochodów stoi lub porusza się w ślimaczym tempie. Postanawiasz ominąć zator bokiem, w sumie masz wypasioną terenówkę więc nie musisz ograniczać się do asfaltu, zjeżdżasz wpierw na skąpe pobocze a później prosto w zaorane jesienią pole, które wczesną wiosną składa się z miękkiego i głębokiego błota. Efekt? Ty się wkleiłeś, sznur na asfalcie jedzie. Powoli, ale wciąż do przodu. Pomocy znikąd bo każdy ucieka.
Dziś, gdybym szukał samochodu typowo do jazdy codziennej będącego również bazą ewakuacyjną z dobrym napędem i możliwie “cywilnym” wyglądzie wziąłbym…. jakieś kombi ze stajni Audi, koniecznie z napędem quattro.
Wiem że dla posiadacza Jeepa to bluźnierstwo i z trudem to napisałem ale taka jest rzeczywistość.
Terenówka to fajna zabawa i sposób na spędzanie wolnego czasu, lubię sobie pojeździć turystycznie poza asfaltem w miejsca w które codzienną osobówką raczej bym się nie pchał, kręci mnie overlanding i strasznie mi się podoba jak błoto bryzga spod opon, nie ukrywam że swojego Jeepa traktuję również jako wóz roboczy do ciągania przyczepy, wożenia materiałów itp… ale nie wiem czy wybrałbym terenówkę do ewakuacji na drugi koniec kraju.
Owszem, można gdybać nad scenariuszami że trzeba wiać w las, na północ do Laponii lub w ogóle na księżyc. Ale bądźmy realistami… jak przyjdzie co do czego to wiać będziemy asfaltem i to szybko!
No chyba że masz mnóstwo kasy i zakup nowego Jeepa Wranglera w wersji Rubikon jest dla Ciebie takim wydatkiem jak dla mnie kupno bułek… wówczas wszystko co napisałem w tym akapicie Ciebie nie dotyczy.
Jeśli chcesz być informowany o nowych wpisach na blogu zapisz się: