Rower ewakuacyjny. Czy ma to sens?

Wstęp

Jakiś czas temu spotkałem się z materiałem w którym autor starał się przekonać czytelnika, że najlepszym pojazdem ewakuacyjnym w razie “Z” jest właśnie rower. A że w tym sezonie kilka kilometrów rowerem zrobiłem, część z nich z wypakowanymi sakwami to mam kilka własnych przemyśleń na ten temat.

Zalety roweru ewakuacyjnego

W każdym rozwiązaniu lub pomyśle staram się znaleźć jakieś cechy pozytywne, zalety. Czasami nie jest to łatwe. Oto potencjalne zalety:

  • Odporność na korki. W razie konieczności szybkiego opuszczenia miasta, zwłaszcza dużego, rower zdecydowanie się nada. Możliwość ominięcia korków, przejazdu chodnikami, podziemnymi przejściami itp. na pewno ułatwi proces ewakuacji
  • Mechaniczna prostota. Rower to stosunkowo prosty mechanizm, znaczną część napraw można dokonać samodzielnie bez konieczności posiadania wyspecjalizowanego warsztatu. Proste naprawy bez problemu da się również robić w trasie.
  • Dyskrecja. Rower jest cichy i mały. Łatwo się ukryć wraz z nim lub niepostrzeżenie się przemieszczać.
  • Nie potrzebuje paliwa. Fakt, nie jesteś uzależniony od poziomu wachy w zbiorniku.

Wady roweru ewakuacyjnego

  • Niewielka ładowność. Niestety, ale za dużo ekwipunku i zapasów nie da się upchać na rower. Owszem, można maszynę obwiesić torbami i sakwami w każdym możliwym miejscu, ale wciąż jest to nie dużo. Dodatkowo każdy kilogram ładunku to cięższe pedałowanie i szybsze zmęczenie.
  • Niewielki zasięg. Przeciętny zjadacz bułek z biedronki nie jest w stanie przejechać rowerem dalej niż 30-50 km. Dodając kilkanaście kilogramów ładunku dystans ten dramatycznie się kurczy. Dodając stres, ew. niedożywienie, niewyspanie dystans ten spada jeszcze bardziej. Owszem, można zelektryfikować rower zwiększając zasięg, ale w mojej opinii poniesiony koszt jest nieadekwatny do potencjalnego zysku.
  • Szybkość jazdy. Niestety, im szybciej się poruszasz tym szybciej się wyniesiesz z miejsca zagrożonego. Im szybciej jedziesz, tym pokonana odległość w jednostce czasu jest większa. Rower wypada tu blado.
  • Pakowanie/rozpakowaywanie. Nie umieścisz swojego plecaka ewakuacyjnego bezpośrednio na rowerze. Będziesz musiał go rozpakować i przełożyć do sakw bo jazda z plecakiem ważącym 10+ kg jest bardzo niefajna. Oznacza to że w razie konieczności porzucenia roweru nie masz szybkiej możliwości chwycenia swoich rzeczy. Musisz wpierw je wypakować z toreb.
  • Brak jakiejkolwiek osłony. Nie mam tu na myśli osłon balistycznych, ale zwykłą ochronę przed warunkami atmosferycznymi. Jazda w silny wiatr, ulewę czy mróz jest nie tylko trudna ale również bardzo niebezpieczna.
  • Uzależnienie od stanu fizycznego rowerzysty. W mojej opinii jest to jedna z największych wad koncepcji roweru ewakuacyjnego. Jakakolwiek choroba, o urazie/kontuzji nie wspominając jak nie uniemożliwi użycie roweru to bardo utrudni oraz zmniejszy i tak niewielki zasięg i ładowność. Przykładowo – kilka lat temu urwałem sobie ścięgno achillesa w lewej nodze na strzelnicy oddalonej 25 km od mojego miejsca zamieszkania. Samochodem byłem w stanie pokonać ten dystans w 30 minut mimo bólu nogi podczas naciskania pedału sprzęgła (przy automatycznej skrzyni nie odczuł bym żadnego dyskomfortu). Rowerem było by to praktycznie niemożliwe do zrobienia. A w razie sytuacji kryzysowej i konieczności ewakuacji należy liczyć się z wysokim ryzykiem urazu.
  • Cena roweru. Eee? przecież rower można już kupić w popularnym markecie za jakieś 1500 zł, to przecież nie dużo. No niby tak. Ale wszyscy wiemy że tanie rowery są na tanich podzespołach i nie koniecznie nadadzą się na dalsze trasy. Nie że się nie da… bo da się, pod warunkiem że jesteś wysportowanym byczkiem spędzającym w siodle kilkanaście godzin tygodniowo. Tanie elementy to większa masa roweru, większe opory toczenia, mniejsza wytrzymałość podzespołów które zgodnie z prawem Murphy’ego rozsypią się w najmniej oczekiwanym momencie itp… Cena niestety nie bierze się znikąd. Sensowny rower to już koszt wielu tysięcy złotych. A gdy konieczny jest zakup rowerów dla np. 4 osobowej rodziny to koszt jest już na prawdę wysoki.
  • Nieefektywna ewakuacja w grupie. Wyobraź sobie scenariusz: występuje konieczność ewakuacji z miasta ze względu na powiedzmy…. inwazję zombie (a czemu nie ;)) Cała Twoja czteroosobowa rodzinka wyposażona jest w świetne i nietanie gravele, sakwy zapakowane, ukochany chihuahua umieszczony w koszyczku na kierownicy, dzieciaki zapięte kaski i ruszacie w z góry ustalonym szyku. I co? po ujechanych 5 km najmłodsza, siedmioletnia córka zaczyna płakać że bolą ją “nuszki” i ona chce do domu. Ukochany chihuahua drze mordę bo chce wyjść z koszyka, 12 letni syn potłukł się niefortunnie upadając podczas podjeżdżania pod krawężnik. Małżonka najzwyczajniej w świecie nie ma powietrza w płucach bo sport nigdy nie był jej ulubionym zajęciem. Wyolbrzymione? Trochę tak… ale serio nieprawdopodobne? A co jeśli jedno jest niepełnosprawne? chore? lub zbyt małe na rower?
  • Ból. Zakwasy, ból mięśni, skurcze… To niestety efekty pedałowania z obciążonym rowerem bez odpowiedniego przygotowania kondycyjnego. A co z dziećmi? Osobami starszymi?

Podsumowanie

Rower to fajny środek transportu w mieście w spokojnych czasach. To również fajny sport oraz forma podróżowania. Ale nigdy i przenigdy nie oparłbym planu ewakuacji na rowerze. Najgorszy samochód, nawet pordzewiałe truchło za kilka tysięcy złotych będzie w stanie szybciej i pewniej wywieźć Ciebie oraz Twoją rodzinę, zapasy i niezbędny ekwipunek z miejsca zagrożenia. Nawet tą wk..jącą chihuahuę. Niezależnie od warunków pogodowych, stanu zdrowia i kondycji pasażerów, ich wyspania, odżywienia, wieku, płci ani wyznania.

W czasie w którym rowerem przejedziesz kilkadziesiąt kilometrów, zużywając ogromne ilości kalorii samochodem pokonasz setki… a może nawet więcej kilometrów bez większego zmęczenia (kierowcy mogą się zmieniać, reszta spać) i mniejszym kosztem. Jak przeliczysz koszt paliwa do samochodu na 1000 km oraz koszt kalorii dla 4 osób niezbędnych do pokonania tego dystansu… no raczej wynik nasuwa się sam co?

Wybiorę samochód nawet gdybym miał go porzucić zaraz po wydostaniu się z miejsca zagrożonego. Nieprzypadkowo z Ukrainy ludzie uciekali samochodami a nie rowerami…

Także niestety… ale uważam że koncepcja roweru ewakuacyjnego jest koncepcją upośledzoną.


Podoba Ci się moja praca i chciałbyś dołożyć cegiełkę do utrzymania bloga?


Jeśli chcesz być informowany o nowych wpisach na blogu zapisz się do newslettera:

1 thought on “Rower ewakuacyjny. Czy ma to sens?

  1. Rower?, 1500zł ? ! ! !, “no wiesz ! Rapaport, ja mogę dać CZydzieści zLotych . . .”
    Każdy, współczesny, środek lokomocji będzie wymagał jakiejś energii/paliwa
    i będzie miał swoje wady (konieczne drogi/ścieżki, stacje paliw, korki/zatory itp).
    No cóż, najlepszym, uniwersalnym rozwiązaniem są własne nogi (jeśli się je ma):)
    lub spodek z napędem antygrawitacyjnym, z tym musimy jednak trochę poczekać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *